O przyjaźni

 

Poprzedni Drukpa Yongdzin Rinpocze, ja i Sey Rinpocze

29 pazdziernika 2011 / tłum. ze str. J.Ś. Gyalwang Drukpy www.drukpa.org

Mówi się, że Sey Rinpocze był reinkarnacją 11- tego Drukpy. Zdjęcie, które właśnie otrzymałem od Apho Rinpocze natychmiat mi o tym przypomniało. Tak naprawdę byłbym szczęśliwy gdyby tak było. Przypuszczam, że zwolnioniło by mnie to z obowiązków i mógłbym robić to czego pragnę najbardziej. Na przykład teraz mieszkałbym w Buthanie i robił różne rzeczy. Może zostałbym czyimś ojcem, skupiając się na swoich sprawach. Niestety, ponieważ mój ukochany guru J.Ś. Dalajlama rozpoznał mnie jako tego, kim jestem teraz- nie mam nic do powiedzenia, ponieważ nie mam pojęcia o takich sprawach. Są one ukryte przed zwykłymi istotami- takimi jak my. Musimy polegać na boskich istotach.

Byłoby bardzo dobrze dla naszej linii gdyby Sey Rinpocze został wybrany, poniewaz aktywność jego ojca rozkwitła w Ladakhu, a szczególnie w Garsha. Dlatego z praktycznego punktu widzenia byłoby dobrze gdyby Sey Rinpocze jako syn Apho Rinpocze przejął rolę Gyalwang Drukpy. Od czasu do czasu mam takie wrażenie i postrzegam to w ten sposób. Jest tak dlatego, że taka ogromna odpowiedzialność jest nieodpowiednia dla tak beztroskiej i niezorganizowanej osoby jak ja. Myślę , że moja spontaniczność sprawia, iż zajmowanie tej pozycji jest dla mnie trudne. W odróżnieniu od większości innych głów linii, mających mnóstwo zasobów, którymi mogą obdarzać kolegów i organizacje, ja nie mam nic do rozdania. Mam jedynie szczere poczucie odpowiedzialności za wspieranie linii, w której zostałem rozpoznany. Jest mi też bardzo przykro, że my wszyscy, moi koledzy i wszyscy inni musimy, jak myślę, pracować bardzo ciężko by wspierać się nawzajem. Linia jest zbyt piękna i zbyt ciężka dla jednej nieodpowiedniej osoby takiej jak ja - oszukującej każdego swoim wizerunkiem tak zwanego "lidera". Właściwie jestem nikim. Gdyby moja reikarnacja była ustanawiana poprzez wybory, nigdy nie siedziałbym na tym miejscu. Byłaby to osoba bardziej kompetentna, bogatsza, bardziej zorganizowana i nie zostawiająca wszystkiego na ostatnią chwilę. Wszyscy byliby szczęśliwi, bo pieniądze i inne bogactwa spadałyby z nieba. Czasem widzę to w ten sposób.

Rzadko mówię o tych rzeczach. To smutne, że linia taka jak nasza musi martwić się o sprawy materialne. Jeśli linia może przynosić pożytek innym, my jako jej dzierżawcy musimy ciężko pracować, by ją utrzymywać i wspierać. Mam wielkie szczęście, że wielu moich kolegów wspiera się wzajemnie dając pewność, że nie zaniknie ona przedwcześnie z powodu spraw światowych, lub innych dziwnych przyczn. Dla przykładu ja i Sey Rinpocze jesteśmy bardzo dobrymy przyjaciółmi. Ma on bardzo silne życzenie, by wspierać linię poprzez dobrą relację ze mną. Jesteśmy tu po to by wspierać się moralnie, pomimo, że nie możemy tego robić na materialnym poziomie.W tych zdegenerowanych czasach, bycie autentycznym duchowym guru, oznacza ciężkie życie. Nie chcemy oszukiwać naszych uczniów i przyjaciół, ponieważ polegają na nas- dla oświecenia. Jeśli oszukamy innych, dla światowych zysków i sukcesów, będziemy musieli trafić do piekła. W ten sposób skończylibyśmy poświęcając nie tylko innych ale i siebie.

Niektórzy obcokrajowcy zadaja bardzo dziwne pytania o moją oragnizację- "Jesteście buddyjską organizacją, powinniście praktykować szczodrość, powinniście być dobrzy dla innnych, dawać zniżki biednym ludziom takim jak my, powinniście dawać nam jedzenie za darmo i tak dalej." W rzeczywistości byłem zaskoczony tym, że nawet niektórzy wolontariusze zadają takie pytania. Niektórzy wolontariusze powiedzieli,że rzucili prace, domy i rodziny, żeby przyjechać i pracować w tej roli, więc powinniśmy dawać im jeść i służyć im. Zawsze uważałem, że wolontariusze, którzy są moimi przyjaciółmi i uczniami są lepsi ode mnie i moich kolegów. Mogą mieć jedno czy co najwyżej trójkę dzieci i rodziców o których się troszczą. Każdy z nas ma kilkuset mnichów i mniszek, których trzeba codziennie żywić. Znaczy to, że duchowy nauczyciel, musi obecnie nauczać, zarabiać na życie i troszczyć się o wolontariuszy potrzebującyh zniżek i darmowego jedzenia. Zawsze myślałem, że będąc wolontariuszem wiesz, że robisz to dobrowolnie. Nigdy nie powinniśmy sie do tego zgłaszać jeśli nie jesteśmy gotowi. Wtedy wszystkie warunki zbiorą się by zablokować naszą możliwośc zebrania zasługi i będziecie mogli zapomnieć o błogosławieństwie. Zanim powiemy, że jesteśmy biedni i potrzebujemy pomocy, powinniśmy sprawdzić jaką mamy motywacje i czy skąpstwo nie blokuje możliwości nagromadzenia zasługi, czy też jesteśmy naprawdę biedni. Zawszę mówię- ofiaruj to co możesz, nie ofiaruj czego nie możesz i przez co potem żalujesz. Żałowanie za przynoszące zasługę czyny tworzy negatywną karmę. Bycie wolontariuszem oznacza także, że muszsz mieć więcej tolerancji, więcej zrozumienia, więcej cierpliwości, więcej współczucia i więcej mądrośći, nie jest to bilet dla specjalnie traktowanych VIP. Myślę, że niestety, nasze organizacje są organizacjami joginów, jeśłi masz właściwą motywację i brak oczekiwań na lepsze traktowanie- wolontariat jest praktyką Bodhisattwy. Tak naprawdę musisz sprostać większym trudnościom.Zasługa nie spada z nieba, trzeba na nią zapracować. Bez bólu nie ma zysku!

Również, gdy patrzę na to zdjęcie przypominam sobie jak bardzo specjalna była relacja pomiędzy mna a Yongdzinem Rinpocze. Pomimo że nie zachowywał się dobrze na poziomie zewnętrzynym, był bardzo niesforny, nie pozwlał jednak być takim mnie samemu . Powiedział mi jasno "Jeśli będziesz robić to co ja robie, nie zobaczymy się ani w tym życiu ani w następnych." Znaczy to dla mnie wiele. Znaczyło to, że naprawdę chciał przybyć i mi pomóc w nastepnym życiu. Pomimo, że jego sposobowi bycia i zachowaniu, z jakichś boskich lub dziwnych powodów brakowalo dyscypliny, mówił to wszystko z miłościa i czułością dla mnie i linii. Chiał żebym troczył się o linię tak, by mógł wciąż powracać i mnie wspierać.Nie zdziwiłem się, że jego reinkarnacja pojawiła się znowu w moim świecie.

Jak wszyscy wiecie zakończyliśmy właśnie wielkie odosobnienie z moimi przyjaciółmi i uczniami z Drukpa Ameryka. Nie przypuszczałem, że mamy tylu praktykującyh w obu Amerykach, byłem więc mile zaskoczony widokiem tak wielu autentycznie praktykujących. Atmosfera była błogosławiona przez wszystkich szczerych uczniów. Myslę, że ma to wiele wspólnego ze ślubowaniem milczenia. Jeśli jesteśmy w stanie zachować milczenie choć godzinę dziennie, potrafimy rozwinąć nasz wewnętrzny wgląd o wiele bardziej niż jesteśmy w stanie zrobić to teraz. Jest tak ponieważ przez wiekszość czasu trwonimy go, by plotkować o zachowaniu innych. W ten sposób tracimy także wiele energii. Ludzie którzy plotkuja o tym i o tamtym, a potem mają nadzieję, że ludzie których obgadują się o tym nie dowiedzą, są bardzo naiwni. Słowa zatoczą koło, a oni skończą bez prawdziwych przyjaciół. Ci więc z was którzy szukacie zbytnio na zewnątrz- teraz macie okazje by spojrzeć do środka siebie. Kiedy nasze wnętrze się poprawi, wszystkie zewnętrzne rzeczy ulegną także naturalnej poprawie.

Chce podziękować Khamtrulowi Rinpocze, który dał cudowne nauki, dzieki czemu miałem kilka godzin dziennie, by przed podróżą do Azji wykorzystać je w innych aspektach mojego zapracowanego życia. Jestem tak naprawdę bardzo dumny, że Khamtrul Rinpocze zmienia, się w bardzo dobrego nauczyciela, nawet jeśli powiedział, że zawdzięcza to mnie, ponieważ słyszał moje nauki i nabrał ode mnie swoich umiejetności. To miłe stwierdzenie z jego strony. Jego umiejętności pochodzą tak naprawdę z wielu żywotów poświęconych rozwijaniu własnego umysłu i działaniu dla dobra innych. Jak dobrze wiecie w poprzednich żywotach był wielkimi mistrzami i dzierżawcami naszej linii joginów Drukpy. Nie dziwi mnie, że posiada spontaniczną zdolność prowadzenia ludzi we właściwym kierunku i udzielania takich wspaniałych nauk. Pełni ignorancji ludzie tacy jak my są czasem zaskoczeni- jak mógł zdobyć takie umiejętności w tak krótkim czasie. Swoją drogą , prowadzi teraz pieszą pielgrzymkę w Bhutanie, nie wiem gdzie znajduja się teraz, ale poprosił mnie bym udzielił jemu i jego grupie błogosławieństwa. Życzmy im wszystkim wspaniałych i cudownych chwil.

Przygotowujemy się teraz ze 108 mniszkami do wyjazdu do Wietnamu i na Tajwan. Prawie wszystkie z nich wybierają się za granice po raz pierwszy w życiu. Mam nadzieje, że moi przyjaciele i uczniowie udzielą im i ich wyprawie wielkiego wsparcia. Wszyscy powinniśmy się wzajemnie wspierać. Pomimo, że są mniszkami myślę, że ludzie powinni postrzegać je jak zwykłe dziewczyny. Nie powinniśmy postrzegać ich jako istot ze szególnymi czy niezwykłymi zdolnościami, ponieważ wykluczy to was samych. Ta wyprawa jest po to, żeby pokazać, iż każda kobieta ma potencjał by robić to co robią te mniszki. Taki jest powód zabierania ich w podróż.

J.Ś.Gyalwang Drukpa i Khamtrul Rinpocze